środa, 3 lutego 2010

płyty 2009 roku

Czas podsumowań minionego roku już właściwie minął, a ciągle jeszcze docierają do mnie płyty sygnowane "2009". Przez ostatnie lata podsumowania - dużo szybsze - wymuszał Andrzej Grabowski [AEG] z Diapazonu. W tym roku Andrzeja zabrakło. Postanowiłem więc sam opublikować własne zestawienie w nieco innej formule - argumentując, dlaczego płyty te uważam za szczególnie ważne. Od lat próbując wybrać te najważniejsze płyty, zadaję sobie pytanie o kryteria wyboru. Na pewno nie jest to częstotliwość powracania do poszczególnych płyt - było w ciągu minionego roku sporo płyt do których wracałem częściej [choćby "The Damage Is Done" kwartetu Peter Brötzmann / Joe McPhee / Kent Kessler / Michael Zerang wydana przez krakowską oficynę Not Two gościła w moich uszach częściej niż duet Baileya i Fernandeza, a nie ma jej w tym krótkim zestawieniu]. Od lat wybieram te nagrania, które mną wstrząsnęły, poruszyły, czasem te z którymi miałem problem, do których wracałem wcale nie po to, by się nimi rozkoszować, ale by spróbować się z nimi raz jeszcze zmierzyć. Wszystko zależy bowiem od tego, co w muzyce uznamy za najważniejsze. Czy będzie to potrzeba harmonii i piękna? mistrzowskie opanowanie instrumentu? przemyślana konstrukcja?

Poniżej zamieszczam pięć najważniejszych dla mnie płyt minionego roku. Kolejność nie jest przypadkowa.

Sonore.... Loft / Köln (Peter Brötzmann / Mats Gustafsson / Ken Vandermark) "Call Before You Dig", Okkadisk 2009, OD12083
Kontynuacja projektu trzech najważniejszych dla mnie saksofonistów współczesnego free jazzu. Podwójny album świetnie obrazuje kondycję tria i formę jego muzyki z grudnia 2008 roku. Peter Brötzmann w moim (i nie tylko moim) odczuciu tworzy swoje 'opus magnum'. To dojrzałe dzieło Starego Mistrza powstałe w nietypowym - dla muzyki jazzowej czy improwizowanej - składzie. W osobach Vandermarka i Gustafssona znajduje Brötzmann partnerów idealnych i dojrzałych. Mówiąc własnym głosem stale są gotowi do weryfikacji swych indywidualnych dokonań i muzycznych poglądów. Słychać to zwłaszcza w grze Matsa Gustafssona (podporządkowanej brzmieniu kolektywu jak nigdy wcześniej) oraz Petera Brötzmanna - nie stroniącego tak od melodyki, jak i wykorzystania komponowanych tematów. W moim odczuciu najbardziej wstrząsająca płyta, jaką usłyszałem w ubiegłym roku.


Fire! (Mats Gustafsson / Johan Berthling / Andreas Werliin) "You Liked Me Five Minutes Ago", Rune Grammofon 2009, RCD 2091
Fire! to nowy projekt i nowa jakość w muzyce odwołującej się do noise'u, jazzu i improwizacji. Potężne brzmienia, ściana dźwięku budowana przez trio imponuje, a delikatne wokalizy Mariam Wallentin ["But Sometimes I Am"] są tylko szczyptą rozkoszy w dzikiej, zgiełkliwej muzyce tria. To płyta, która nieodmienne wywołuje w mojej duszy niepokój; muzyka, która irytuje i zachwyca jednocześnie, potężna i nieposkromiona, nie pozwalająca spać po wieczornym przesłuchaniu. Mam wrażenie, iż doznanie tej muzyki w jakiś dziwny sposób odmienia percepcję słuchacza (na własnym przykładzie).



Peter Brötzmann "Lost & Found" FMP 2009, FMP CD 134
Solowe, zwłaszcza koncertowe projekty to coś, co niezwykle cenię - mają szczególne miejsce w mojej płytotece (nie obejmuje to jednak instrumentów harmonicznych). Jakiegoż bowiem trzeba skupienia, by grając koncert solo na instrumentach stroikowych przykuć na godzinę lub dłużej uwagę słuchaczy? W takich nagraniach okazuje się czy artysta ma coś do powiedzenia, czy tworzy coś niezwykłego i unikatowego, czy jego sztuka naprawdę porusza. Znakomicie potrafi to Anthony Braxton. Ta najważniejsza - w moim odczuć - solowa płyta spośród tych sygnowanych "2009" ukazała się po trzech latach od jego nagrania [jest to bowiem zapis koncertu z Nickelsdorfu, 14 lipca 2006 roku]. Nagranie, które potwierdza, że Peter Brötzmann nie mówi i nie gra rzeczy nieistotnych, eliminuje to, co zbędne, a zostawia sedno - muzyki i sztuki. Chociaż ciągle w swej muzyce jest niezłomny, dziki i nieokiełznany, tu pozwala sobie i muzyce na chwilę refleksji. A może to muzyka pozwala jemu?


David Sylvian "Manafon", samadhisound 2009, sound cd ss016
Improwizowane piosenki Davida Sylviana oczarowują - prostotą formy (pozorną), niespiesznością. Dopiero słuchając tej płyty wielokrotnie zaczynamy doceniać przemyślaną i przepracowaną kontrukcją tak płyty, jak i poszczególnych utworów. Tu słychać lata spędzone na graniu muzyki z partnerami pojawiającymi się w poszczególnych utworach (wśród nich m.in. Burkhard Stangl, Werner Dafeldecker, Fennesz, Otomo Yoshihide, John Tilbury i Evan Parker). To projekt który dojrzewał powoli, nabierał latami smaku i formy wraz z kolejnymi koncertami, podróżami, próbami, nagraniami. Wyjątkowa płyta, także w tym zestawieniu.


Derek Bailey / Agusti Fernandez "A Silent Dance", Incus 2009, Incus cd 58
To ponoć jeden z ostatnich zarejestrowanych koncertów nieodżałowanego Dereka Bailey. Muzyka zawarta na płycie to ciągłe zmagania się z pojedyńczymi dźwiękami, szukanie dla nich formy i właściwego wybrzmienia. Muzyka nieprzytępna, wolna od rytmu czy narracyjnej ciągłości, trudna do zaakceptowania dla słuchacza, ale pozwalająca się mu odkrywać wciąż i wciąż. Muzyka do poznawania na długie lata, której wciąż jeszcze nie potrafię w sobie ułożyć i niczym od śpiewu syren - nie umiem się od niej uwolnić.

4 komentarze:

  1. Witam

    Zgadzam się w 100%-tach w przypadku Sonore, genialna płyta. Pozostałych niestety nie znam.
    Natomiast od siebie dodałbym jeszcze
    Ken Vandermark/Paal Nilssen-Love
    "Milwaukee Volume" i "Chicago Volume" - Siła muzyki na żywo.
    McPhee / Brotzmann / Kessler / Zerang - The Damage Is Done
    Jeszcze dorzuce 3-4 pozycje ale w następnym wejsćiu.

    pzdr
    krzysztof penarski

    OdpowiedzUsuń
  2. To jeszcze raz ja - obiecane 4 tytuły najlepszych płyt 2009

    - Brötzmann/Paal Nilssen-Love "Woodcuts"

    -Bradford, Gjerstad, Håker Flaten, Nilssen-Love - Reknes

    - The Light [Wacław Zimpel / Wojciech Traczyk / Robert Rasz] Afekty (napewno nr 1 z jazzu Made in Poland

    I na koniec reedycja roku 2009
    Archie Shepp / Bill Dixon - Quartet

    pzdr wszystkich w szczególności W Laurence M

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiesz, można wymienić 100 płyt wartych przesłuchania, można stworzyć listę tylko z płyt Vandermarka bo oprócz Sonore i wymienionych przez Ciebie ukazał się przecież Resonance (a w moim odczuciu najważniejsze wydarzenie na naszym rynku płytowym) czy bardzo często goszczące w moim odtwarzaczu "Fox Fire" i Annular Gift". Starałem się zamknąć w piątce - jak było to w czasach Diapazonu - i zrobić to jak najuczciwiej. Te pięc płyt było w moim odczuciu najważniejsze - kryteria starałem się przedstawić we wpisie. Chociaż bardzo żałuję, że zabrakło miejsca na (kolejność przypadkowa):
    Herculaneum "Herculaneum III" [Clean Feed]
    Peter Kowald / Vinny Golia "Mythology" [Kadima]
    Ab Baars / Ig Henneman / Misha Mengelberg "Sliptong" [Wig]
    Agusti Fernandez / Barry Guy "Some Other Place" [Maya]
    David S. Ware "Live In Vilnius" [NoBusiness]
    The Thing "Bag It!" [Smalltown Superjazz]
    The Thing + Otomo Yoshihide "Shinjuku Crawl"
    [Smalltown Superjazz]
    Lucky 7's "Pluto Junkyard" [Clean Feed]
    Jason Adasiewicz's Rolldown "Varmint" [Cuneiform]
    Peter Brötzmann Berg- Und Talfahrt "A Night In Sana'a. Live at 'Deutsches Haus'" [Arm]
    Wadada Leo Smith / Jack DeJohnette "America" [Tzadik]
    Dave Rempis / Frank Rosaly "Curillic" [482 Music]
    Fred Anderson "Staying in the Game" [Engine]
    Circulasione Totale Orchestra "Bandwidth" [Rune]
    można tak do rano... Pozdrawiam. Wawrzyn
    PS. co do "Afektów" - nigdy nie głosowałem na płyty, na których w jakimkolwiek kontekście pojawia się moje nazwisko. Ale też myślę, że to doskonały album.

    OdpowiedzUsuń
  4. Rzeczywiscie masz racje w 100%-tach. Nie sposób
    wymienić wszystkie tytuły zwłaszcza że robiąc analize roku można o czymś najwyraźniej zapomnieć (mam na myśli siebie). Nie mówiąc juz o tym że 2/3 płyt z wymienionych przez Ciebie nie słyszałem. Cóż mam sporo do nadrobienia i nie ukrywam, że z Twoją pomocą za co wielkie dzieki.

    OdpowiedzUsuń