niedziela, 4 kwietnia 2010

Four


Kwartet Four [niegdyś od tytułu płyty zwany "Four Walls"] narodził się w Krakowie dwa lata temu. W jednej z licznych rozmów z - przyjacielem i niedościgłym wzorem - Markiem Winiarskim omawialiśmy koncertowe i realizacyjne plany. Opowiadał mi wtedy o planowanym koncercie Dave Rempis Percussion Quartet i nagraniu płyty, które miało ten koncert poprzedzać. Wtedy wpadłem na pomysł, by wykorzystać nadarzającą się okazję i zaproponować Timowi i Wacławowi nagranie materiału w duecie dla Multikulti Project [obaj znali się już z koncertowej trasy Dragons 1976 i The Light w lutym 2007 roku]. Tim zapalił się do tego od pierwszej chwili, Wacław pozostawał długo sceptyczny. Brakowało mu wtedy chyba wiary we własne możliwości. Kiedyś wróciliśmy do tego w rozmowie - przyznał, że nie bardzo chciał wziąć udział w tym nagraniu, jakże trudnego przecież składu [klarnet/klarnet basowy - perkusja], ale o powody nigdy go nie pytałem. I pewnie nie spytam. Był wtedy lekko przestraszony i mocno stremowany, ale bardzo, bardzo rzetelnie przygotował się do czekające go zadania. Dzień przed nagraniem [Alchemia, 4 kwietnia 2008 roku], wykorzystując wolne popołudnie i wieczorny koncert kwintetu Mike'a Reeda w klubie Re w Krakowie, omówili razem to, co zamierzają nagrać następnego dnia. Przygotowali wspólnie strukturę poszczególnych utworów. A ja uzgodniwszy to wcześniej z Timem zaproponowałem Dave'owi udział w nagraniu w kilku utworach. A on od razu zapalił się do pomysłu. Mark Tokar był wtedy w Krakowie i wraz z Markiem Winiarskim przyszedł na koncert Reeda do Re. Potem był jam zorganizowany w Alchemii przez Wojtka Mazolewskiego i Kubę Starunkiewicza z Pink Freud - przyjechali przed trasą zespołu po prostu pograć w Alchemii. No i Wacław, i Mark po prostu do nich dołączyli. A po jam session długo w noc chodzili po Krakowie i po prostu gadali. Tak zrodziło się Four. Następnego dnia znaleźli swoją muzykę.

Nagraliśmy wtedy nieco ponad siedemdziesiąt minut muzyki (każdy utwór dwukrotnie), z czego na płycie "Four Walls" [MPI005] ukazała się nieco ponad połowa, a płyta oprócz znakomitych recenzji zyskała także miano "najlepszej polskiej płyty jazzowej roku 2008" [wg Diapazonu]. Dave Rempis i Tim Daisy wraz z Wacławem i Markiem - przy gościnnym udziale Raphaela Rogińskiego - zagrali kilka koncertów w Polsce wiosną ubiegłego roku. I choć zarejestrowaliśmy wtedy dwa koncertu kwartetu / kwintetu, to nie zdecydowaliśmy się (póki co) wydać tego materiału. W moim odczuciu jest on ciekawy i wart płytowej edycji - czy do niej dojdzie, czas pokaże.

Obaj chicagowscy muzycy gościli w Polsce powtórnie w połowie marca i jako Four zagrali 4 koncerty. Miałem przyjemność być na jednym z nich, w Małym Domu Kultury, w poznańskim Dragonie. I tu muszę powiedzieć o małym rozczarowaniu: koncert jaki zagrali w piątkowy wieczór muzycy był znakomity i pozostanie długo w mej pamięci, ale cóż, było to jednak przedstawienie jednego aktora. Dave Rempis, pierwszy saksofonista Vandermark, jak mówi o nim lider tej formacji, "ukradł" ten koncert partnerom. Nikt z muzyków nie był w stanie dotrzymać mu kroku - tak w szybkich, energetycznych, pełnych inwencji solówkach, jak w dialogach, które raczej należało by nazwać tego dnia wymianą ciosów; czy też w zespołowych paroksyzmach przez niektórych zwanych improwizacjami. To Dave wybierał rodzaj broni, jak i czas egzekucji, rozliczał partnerów w mgnieniu oka z inwencji, szybkości tworzenia kreatywnych fraz. U niego następowały one płynnie, jedna za drugą. Z rzadka tylko dawał partnerom pole, podążał za ich frazą - zawsze było to jednak twórcze, przez chwilkę można mu było narzucić formę i treść, ale zaraz on przejmował pałeczkę, rozpędzał kwartet. Jeśli ktoś nie był w stanie utrzymać tempa - odpadał. Zwieńczeniem zwykle bywały mocne ciosy wymieniane między Timem a Dave'm - to bowiem chicagowski perkusista, stały partner Rempisa z Vandermark 5, Triage czy Percussion Quartet najdłużej dotrzymywał pola. Wacław, chociaż nienaganny technicznie, nie był w stanie. Tak to już jest - klarnecista, zwłaszcza basowy, nie dotrzyma pola saksofoniście, a jeśli jeszcze jest nim Rempis, rozmiłowany w szybkich, ruchliwych i giętkich frazach niemal wprost wywodzących się z muzyki Charlie Parkera, odpadnie także większość saksofonistów. Sprawność z jaką Dave przebiegał tego dnia kolejne pasaże widziałem jednak po raz pierwszy - tego żywiołu nikt zatrzymać by nie zdołał. Czy można więc robić zarzut jego partnerom w tej sytuacji? Jeżeli jeszcze porówna się dynamikę saksofonu i jego możliwości, z tym co można uzyskać na basowym klarnecie, Wacławowi naprawdę zarzucić nic nie sposób. Nikt Rempisowi tego dnia pola by nie dotrzymał. Jeżeli mam się do czegoś przyczepiać to zarzutem tym będzie zgoda na wolną, kwartetową improwizację, bowiem, gdy choć trochę zna się możliwości Dave'a, można było taką sytuację przewidzieć. I tu porównanie z płytą wypada bezwzględnie - jest ona tak ciekawa i niezwykła właśnie dlatego, że Dave był ograniczony strukturą, formą utworu. Musiał oddać pole partnerom, ich inwencji i wirtuozerii, bowiem takie było założenie. Tutaj, nie mając ograniczenia formą, wprost nie mógł się zatrzymać.

Całość złożyła się jednak na niezwykły koncert, olśniewający i energetyczny, który jednak zdaje się czymś błachym - nie było tu bowiem współbrzmienia kwartetu (a raczej było za rzadko), był za to popis wirtuozerii i kreatywności jednego muzyka.



FOUR, Mały Dom Kultury, Dragon, Poznań, 19 marca 2010.
Dave Rempis: alto saxophone, tenor saxophone
Wacław Zimpel: clarinet, bass clarinet, tarogato
Mark Tokar: bass
Tim Daisy: drums, percussion

zdjęcia: Krzysztof Penarski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz